O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu
Gry, Muzyka, Film, Sport, Hobby i wiele innych...
O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

Mroczne Dni...

 
Odpowiedz do tematu    Forum O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu Strona Główna -> Nasza twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gil-Galad
Wędrowiec
Wędrowiec



Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:04, 23 Lut 2007    Temat postu: Mroczne Dni...

Prolog

Voloriss dawno utraciło swą świetność. Zielone, tętniące życiem krainy, teraz puste i martwe. Piękne nadmorskie tereny Aonoru i Edoaru, wspaniałe łąki i potężne pasma górskie na południowym-wschodzie Gurdur, lasy Woodselfin. To tylko część wspaniałych krain, które opustoszałe i pozbawione uroku odeszły w zapomnienie. Po Wielkiej Bitwie o wolność Voloriss na Czarnej Równinie zwycięskiej przez Nugara ocalała tylko garstka Dobrych Istot. Niestety ich serca prawie całkiem utraciły wiarę. Duch walki i nadzieja przygasły, ludzie pogrążyli się w smutku i przygnębieniu, elfy nie śpiewają już pięknych pieśni. Nugar zaprowadził rządy okrucieństwa. Bezlitośnie ściga wszelkich rebeliantów i istoty nie poddające się jego władzy. Mimo zła, które rozpanoszyło się po świecie, mimo wielu cierpień pozostały jeszcze plemiona, które nie ugięły się przed ciemnością ogarniającą Voloriss. Niedobitki, pochodzący głównie z Edoaru, Abarum i Linerilin, zdołali wydostać się na Pamantę - wyspę na zachód od Voloriss. Jest to swoista oaza spokoju dla Dobrych Istot. Pamanta leży stosunkowo daleko od stałego lądu, a tym bardziej od Gruun Havles - najbardziej wysuniętej na wschód twierdzy, znajdującej się u stóp gór Gorthog na ziemiach Doloharu, głównej siedziby Nugara. Paralma - największe miasto na Pamancie, uznawane również za stolicę, skupia wokół siebie przedstawicieli wszelkich nacji. Wyspa jest miejscem najliczniej zamieszkanym przez wrogów Złego. Osłonięta od chaosu Voloriss rozległym oceanem cieszy się chwilami spokoju. Jednak na kontynencie, również pozostali ludzie i elfy, gotowi oddać życie za walkę w imię wolności. Ostatni wolni mieszkańcy Voloriss żyją w ciągłym strachu i nieustannie walczą z armiami Doloharu. Wielu z nich zamieszkuje Samotną Górę Astanaral i klasztor Sin-An na jej szczycie. Góra znajduje się w obrębie dawnych ziem należących do Iserinów - istot podobnych do ludzi, lecz wiele od nich mądrzejszych, specjalizujących się głównie w tajnikach magicznych. Klasztor od wielu tygodni odpiera oblężenia orkowych hord. Nugar rzucił w bój wielu żołdaków, aby ostatecznie wyniszczyć ostatnich Iserinów. Lęka się ich najbardziej spośród wszystkich istot sprzymierzonych przeciw Doloharowi. Wyjątek stanowi Verfindel, najstarszy spośród elfów i dawny władca Woodselfin, który teraz sprawuje zwierzchnictwo nad siłami elfów. Podczas walk na Czarnej Równinie stoczył bój z samym Nugarem. Od tamtego czasu Władca Ciemności darzy króla elfów jednocześnie szacunkiem, nienawiścią i wielce się go obawia. Największą wolną krainą na kontynencie Voloriss są lasy Linerilin. Ziemie te znajdują się na sporym półwyspie. Wąski przesmyk łączący Linerilin z kontynentem osłonięty jest rzeką Ril oraz niewielką częścią pasma górskiego Turgan, dzięki czemu jest dość łatwy w obronie. Lasy zaopatrzane i wspierane zbrojnie przez Pamantę są ostatnią wolną krainą. Tutaj podejmowana jest większość decyzji i planowane są bitwy z oddziałami Doloharu. Wszystkie istoty walczące w imię wolności i wspólnego dobra znajdują tutaj pomoc i spokój potrzebny do odzyskania sił. Inni rebelianci, choć nie jest ich wielu, ukrywają się głównie głęboko w Woodselfin. Pozostałe krainy Voloriss podporządkowały się lub zostały podbite przez armie Nugara. Nadzieja wciąż tli się niewielkim płomykiem w sercach elfów, ludzi, a także krasnoludów sprzymierzonych i walczących o te same wartości.


Sen

Dzień był jeszcze wczesny. Poranny delikatny wiatr muskał źdźbła trawy. Niebo było czyste i bezchmurne. Społeczność Quenelai, wioski na północnym skraju Woodselfin, żyła w pełni szczęścia. Spokojna osada mieniła się wśród promieni rannego słońca. Dzieci bawiły się radośnie podskakując, gdy nagle rozległ się przeraźliwy wrzask. Elfy zamarły w bezruchu, a ich wzrok utkwił w czarnym punkcie zarysowanym na niewielkim wzniesieniu. Czarna plamka powiększała się z wolna.

Elf ocknął się ze snu. Księżyc był jeszcze wysoko, gdy Celeg zaczął przygotowania do dalszej wędrówki. Nie minął kwadrans, a zakapturzona, szara postać mknęła starym, zarośniętym gościńcem na południowy-wschód. Wędrowiec poruszał się w ciszy, wokoło dosłyszalne były ciche szmery. W Woodselfin zagnieździło się wiele dzikich i niebezpiecznych stworzeń. Zapuszczanie się tak daleko w głąb kniei nie było do końca rozsądne, jednak była to jedyna droga ukryta przed oczyma nieprzyjaciela. Tej nocy niebo było jasne i czyste. Miliony gwiazd rozświetlały okoliczne lasy i wzgórza.

Skraj puszczy zbliżał się coraz szybciej. Celeg, co w języku elfów znaczy „zwinny”, bezszelestnie maszerował dalej. Wędrówka stawała się coraz trudniejsza. Droga prowadziła pod górę. Na skraju Woodselfin biegło pasmo górskie Urdan. Elf dotarł pod pierwsze większe wzniesienia przed południem. Nugar nie wysyłał swoich oddziałów w tak odległe zakątki lasu, więc elf wciąż jeszcze był bezpieczny od wrogich szpiegów. Wybrał najmniej stromy stok i ruszył pod górę. Czasu miał niewiele. Droga była uciążliwa i monotonna. Zakapturzony elf tylko raz zatrzymał się na krótki odpoczynek i posilił się ze skromnych zapasów. Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy we mgle ukazał się szczyt. Celeg był znużony, a dalszy pochód niósł za sobą zbyt wiele ryzyka, dlatego postanowił odpocząć. Osiadł w niewielkiej jaskini, rozpalił skromne ognisko. Posiliwszy się, siadł przy ogniu i dumał z fajką w ustach. Rozmyślał o przeszłości i przyszłości. W końcu znużenie go zmogło i ułożył się do snu.

Młody czarnowłosy chłopiec stał wpatrzony w potężną, czarną chmurę nadciągającą z północy. W Quenelai rozległy się rozpaczliwe wrzaski.
- Delio! Yrch! Delio! Drego! - W starej mowie znaczyło to mniej więcej „Kryć się! Orkowie! Uciekajcie!”. W istocie wataha orków spływała z północy. Chaos ogarnął całą osadę. Mały chłopiec sparaliżowany i pełen trwogi wciąż wpatrywał się w armie Doloharu nadciągające jak szarańcza. Orkowie byli już blisko, gdy wysoki elf chwycił chłopca i rzucił się do ucieczki Powietrze przeszył świst wystrzelonego bełtu.

Celeg zerwał się z krótkiego i niespokojnego snu. Był spocony i zaniepokojony. Około północy ruszył w dalszą drogę. Musiał uważać, stoki po drugiej stronie pasma nie są tak bezpieczne. Wróg na pewno strzeże tych ziem i dlatego elf zmuszony był do wszelkich ostrożności. Prawie niewidoczny mknął w dół. Dostrzegalne były jedynie lekkie zarysy, cienie jego postaci. Miał przed sobą najtrudniejszą i najbardziej niebezpieczną część wędrówki. U stóp gór rozpościerała się rozległa nizinna kraina.
- Pola Reterin... - wyszeptał z niepokojem Celeg. Dawne ziemie Iserinów dzieliły go od celu wyprawy. Po Wielkiej Bitwie nie jest to już kraina tak przyjazna jak niegdyś. Orkowie i inne plugawe stwory rozpanoszyły się we wszystkich jej zakątkach. Przebycie jej niezauważonym równało się z cudem. Słońce powoli pojawiało się na horyzoncie, gdy elfowi udało się przeprawić na dół. Celeg doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia, wiedział o oddziałach orków patrolujących okolice. Nie mógł pozwolić sobie na ryzyko. Rozbił obozowisko w niewielkiej wnęce w skałach osłoniętej drzewami. Nie rozpalił ognia, dym i światło mogły zdradzić jego obecność. Nastało już wczesne popołudnie, gdy elf posiliwszy się i nabrawszy więcej energii postanowił się rozejrzeć. Wdrapał się na szczyt najwyższego drzewa w okolicy. Szaro-zielonkawy płaszcz i kaptur zarzucony na głowę sprawiały, iż był prawie niewidoczny. Dopiero teraz, w świetle dziennego słońca dostrzegalne były rysy twarzy wędrowca. Młody, czarnowłosy elf. Poważna twarz zamarła w bezruchu. Tylko błękitne oczy, żarzące się jak dwa ogniki, nerwowo penetrowały okolicę.

Zapadł zmierzch. Ziemię ogarnął nieprzenikniony mrok. Księżyc, ani nawet żadna gwiazda nie mogła przedrzeć się przez zachmurzone niebo. Celeg uznał to za dogodny moment na dalszą wędrówkę. Ubiór elfickiego kroju sprawiał, iż w takich warunkach był prawie niewidoczny. Zsunął się z wzniesienia i szybo, lecz bezszelestnie pomknął ku wschodowi.

Im bardziej Celeg oddalał się od zachodnich krain, tym większe ciemności go otaczały. Nawet jego doskonały elficki wzrok ciężko radził sobie z mrokiem i ledwo dostrzegał gościniec. Noc dłużyła się w nieskończoność. Znużenie i senność coraz bardziej doskwierały elfowi. Jego kroki nie były już tak pewne i nie poruszał się tak żwawo jak kilka godzin wcześniej. Celeg zatrzymał się przy niewielkim zagajniku, aby chwilę odpocząć. Za schronienie obrał sobie wielki, stary dąb. Wdrapał się na jego szczyt, oparł się o grubą gałąź i dumał z fajką w ustach.

Dochodziła czwarta, gdy ciszę rozerwał przeraźliwy wrzask. Elf, który w tej błogości przysnął, zerwał się z drzemki. Początkowo myślał, że był to tylko kolejny zły sen, jednak kolejne krzyki rozwiały jego wątpliwości. W jednej chwili zeskoczył z drzewa i pognał w stronę, z której dochodziły wołania o pomoc. Zbliżywszy się nieco, ukrył się w zaroślach, aby przyjrzeć się całej sytuacji. W ciemnościach dostrzegł leżącą postać. Wokół niej widoczne były zarysy innych istot. Po ich głośnych powarkiwaniach i chichotach wywnioskował, że jest to jeden z orkowych patroli przemierzających te okolice. Bestie znęcały się nad jęczącym, na w pół żywym człowiekiem.
- Pomocy... - wyjąkał mężczyzna.
- Haha! Nikogo tu nie ma! Nikt Ci nie pomoże. - złowieszczo odpowiedział jeden z orków – Zło ogarnęło te krainy.
- Nugar już zawsze będzie panował w Voloriss! Hahaha! - dopowiedział drugi.
- Co z nim zrobimy? Może pobawmy się z nim jeszcze chwilę? - Ork przygotowywał się do uderzenia człowieka, gdy rozległ się świst wystrzelonej strzały. Plugawy stwór z jękiem bólu runął na ziemię. Ogromne zdziwienie ogarnęło oddział. Osłupiali wpatrywali się w konającego towarzysza. Celeg wykorzystał moment zaskoczenia i rzucił się na wroga. W jednej chwili wyciągnął dwa długie, solidne miecze i jął fechtować przeciwników. Ostrza zalśniły w powietrzu. Orkowie padali jeden po drugim, elf ciął przeciwników z niewiarygodną łatwością.

Ranny człowiek z przerażeniem, a zarazem wielkim podziwem wpatrywał się w ciemną sylwetkę otoczoną martwymi orkami. Celeg rzucił na niego chłodne spojrzenie. Zmarnowany mężczyzna nie miał nawet sił, aby się podnieść. Jego odzienie było całe postrzępione, jednak elf dostrzegł na ramieniu poszarpany herb Edoaru. Najwyraźniej był to mieszkaniec tamtych krain. Odważny mąż o wyrazistych rysach. Na twarz swobodnie opadały mu długie, kasztanowe włosy.
- Kim jesteś? - zwrócił się do niego elf.
- Nazywam się Erdoner i jestem synem Eldonila, władcy wschodnich hrabstw Edoaru. - odparł z dumą mężczyzna – Dziękuję Ci za ratunek. Gdyby nie Ty, niechybnie bym zginął.
- Jesteś wojownikiem Edoaru? Cóż robisz tak daleko od swej ojczyzny? - rzekł podejrzliwie Celeg – Czy Twój lud nie wymarł po bitwie na Czarnej Równinie? O ile się nie mylę Zachodnie Królestwo od tamtego czasu nie istnieje...
- Milcz! Edoar nigdy nie zginie póki ostatni jego mieszkaniec nie polegnie w boju!
- Sławetna duma Edoarczyków... W istocie jesteś jednym z nich. Wybacz mi moją opieszałość.
- Wybaczam i jak najbardziej Cię rozumiem. W dzisiejszych dniach każdy jest potencjalnym wrogiem... - odrzekł już przyjaźniejszym tonem Erdoner.
- Niestety... Lepiej zejdźmy z drogi zanim kolejna grupa żołdaków Nugara nas znajdzie.

Ładnych kilkadziesiąt minut zajęło im dowleczenie się do niewielkiej kniei. Dobrze ukryci rozbili obozowisko. Celeg użyczył swoich zapasów Erdonerowi, aby opatrzyć jego rany.
- Co się dzieje teraz w Edoarze? - zagadnął elf.
- Armie Nugara dziesiątkują naszych ludzi. Ukrywamy się w lasach i górach prowadząc walkę partyzancką. Nie mamy dość sił, by podjąć się otwartej wojny. Wróg zajął naszą główną fortecę - Edoaral.
- Ech... - westchnął Celeg – Niestety tak wygląda teraz całe Voloriss. Ostatnie wolne ziemie to lasy Linerilin, choć nie wiem czy moi pobratymcy zdołają jeszcze przetrwać nawałnicę wojsk Doloharu... A co Cię sprowadza na Pola Reterin? Cóż robisz tak daleko od ojczyzny?
- Walczyłem niedaleko południowego ujścia rzeki Mongaf, gdy doszły mnie wieści o oblężeniu klasztoru Sin-An. - odparł Erdoner – Otóż mój brat, Elfendil walczy w tych stronach. Zanim wyruszył do krain Iserinów mówił, że jedzie wesprzeć swego starego przyjaciela Isyriusza, który stacjonuje w klasztorze.
- Isyriusz... - szepnął elf – Sin-An powiadasz? Tak się składa, że i ja mam tam swoje sprawy. Chętnie będę Ci towarzyszył w dalszej wędrówce.
- Uratowałeś mi życie. Zawsze możesz liczyć na me wsparcie. Jestem Ci to winien...

Zbliżał się świt, gdy oboje zjedli posiłek i nieco wypoczęli. Mimo wczesnego poranka, niewiele się rozjaśniło. Czarno-szare chmury nie dopuszczały prawie żadnego światła.
- Nie ma czasu... Trzeba ruszać. - rzekł Celeg. Pospiesznie spakowali swój bagaż, zatarli ślady obozowiska i ostrożnie, zachowawszy wszelką czujność pomknęli na wschód. Przemieszczali się blisko zarośli, nie tracąc jednak z oczu gościńca. Wędrowali w milczeniu, nie mogli ryzykować zdrady swojej pozycji. Było już dobrze po południu, gdy Erdoner przerwał ciszę.
- Zbliżamy się do Samotnej Góry. Klasztor jest oblężony, nie ma szans na przedarcie się od frontu. Musimy znaleźć inną drogę.
- Spokojnie... Znam bezpieczne przejście. Musimy nieco zboczyć na południe.
- Co masz na myśli? - z zaciekawieniem zapytał mężczyzna.
- Przekonasz się...
Zapadł zmierzch. Po całym dniu uciążliwej wędrówki towarzysze dotarli na skraj puszczy leżącej u stóp gór Ralgatam. Tu postanowili nieco odpocząć zanim ruszą dalej.
- Te lasy otaczają Samotną Górę od wschodu. - rzekł Celeg - Klasztor oblegany jest od zachodu, więc tutaj raczej nic nam nie grozi, jednak czujność zachować zawsze warto.
- Niegdyś musiało być tu naprawdę pięknie... - zamyślił się Erdoner - Powiedz, widziałeś drzewo Metergollan? Słyszałem, że jest niewiarygodnie piękne.
- Tak, widziałem. To prawdziwa ozdoba Linerilin, siedziba tamtejszych władców. Jest potężne, na jego szczycie znajduje się pałac najwyższego z elfów. Mimo swej wielkości promienieje pięknem. Liście mienią się na tysiące kolorów, a poranna rosa z Metergollan ma magiczne właściwości.
- To musi być wspaniały widok... Ostatnie piękne miejsce w dzisiejszym świecie. - rzekł z przygnębieniem Erdoner.
- Naprawdę wspaniały... - westchnął sięgając pamięcią do dziecięcych lat – Powinniśmy się przespać, czeka nas jeszcze długa droga.

Celnie wymierzony bełt ugodził uciekającego elfa w ramię. Calnar legł na ziemię wypuszczając młodego chłopca z rąk. Grupa nieprzyjaciół zdążyła już podpełznąć do nich. Wysoki, potężnie zbudowany ork zbliżał się do leżącego dziecka. W jednej chwili ranny elf powstał i obnażył dwa wspaniałe ostrza o rękojeściach wykańczanych złotem. Skinął głową na leżącego, przerażonego chłopca, po czym rzekł.
- Uciekaj mój synu. Uciekaj i nie oglądaj się za siebie... - chłopiec zerwał się i pędem ruszył w stronę lasu. W tym samym momencie Calnar skoczył na przeciwników. Walczył mężnie, z poświęceniem. Szybko powalił kilkunastu orków, lecz plugawych stworów wciąż przybywało. Czarnowłosy chłopiec stał na skraju lasu i patrzył z oddali jak jego ojciec ulega dziesiątkom ostrzy. Nie miał już sił, by walczyć z hordą Doloharu.

Erdoner szturchnął Celega i rzekł
- Wstawaj. Wkrótce zacznie świtać, musimy ruszać.
Elf ospale zaczął się podnosić i zbierać do drogi. Znów męczyły go nocne koszmary. Czuł się jakby w ogóle nie zmrużył oczu.
Słońce nie zdążyło jeszcze wzejść, kiedy wznowili podróż. Panował półmrok, gdy zanurzyli się w głębię zagajnika. Wśród gęstych drzew i krzewów było jeszcze ciemniej. Dwaj wędrowcy zmierzali teraz na północny-wschód. Minęło kilka godzin. Celeg zatrzymał się przy gruzach jakiejś starej świątyni.
- Jesteśmy.
- To jest to Twoje „tajemne przejście”? - z niedowierzaniem odpowiedział Erdoner – Ja tu widzę tylko stertę kamieni.
- Jak zapewne wiesz Iserini zgłębiali tajniki magiczne. Na terenie całego swojego królestwa pobudowali niewielkie świątynie, w których umieścili zaczarowane portale. Oto właśnie jeden z nich, jeden z ostatnich, które przetrwały wojnę.
- Dzięki niemu dostaniemy się do Sin-An? Jak? Przecież to ruina...
- Portale do działania potrzebowały specjalnego klucza. Dawno temu mój przyjaciel i nauczyciel wręczył mi amulet pasujący właśnie do tego, który mamy przed sobą.
- To wspaniale! W takim razie ruszajmy!
- Spokojnie... Równoległe przejście znajduje się obok klasztoru. Zanim dotrzemy do samego Sin-An spodziewam się pewnych przeszkód.
- Rozumiem. Klasztor jest okrążony. Cóż... Będziemy musieli się przebić.
Celeg podszedł do kamiennej ściany. Wyraźnie czegoś na niej szukał. Po chwili na jego twarzy zarysował się uśmiech. Sięgnął do sakwy, wyciągnął srebrzysty amulet i przyłożył do ściany. Odsunął się na kilka metrów i wyszeptał coś w starożytnej mowie. Erdoner przyglądał się temu z wielkim zdziwieniem. Nagle ściana zajaśniałą oślepiającym blaskiem. Światło zniknęło, a w miejsce kamieni pojawiło się błękitne przejście.
- Jesteś pewny, że to bezpieczne? - zaniepokoił się Erdoner.
- Tak. Kiedyś korzystałem z tego bardzo często. To wspaniały wynalazek, ale sama podróż jest dość nieprzyjemna, a po drugiej stronie portal Cię wyrzuca, więc i lądowanie jest bolesne.
- Trzeba będzie to jakoś znieść. Nie mamy wyboru.
Elf pewnym krokiem wszedł w falujące przejście. W jego ślady poszedł Erdoner, jednak już z pewnymi oporami. Nie był przyzwyczajony do tego typu transportu.


Ostatnio zmieniony przez Gil-Galad dnia Pią 22:01, 23 Lut 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
ADM
Arcymag
Arcymag



Dołączył: 23 Sie 2006
Posty: 2570
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pią 17:27, 23 Lut 2007    Temat postu:

Fajne,mi się podoba,chociaż akcja troche za szybko się dzieje,ale poza tym to dobre Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Gil-Galad
Wędrowiec
Wędrowiec



Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:36, 23 Lut 2007    Temat postu:

Może trochę za szybko... Razz Chcesz dalszą część?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
ADM
Arcymag
Arcymag



Dołączył: 23 Sie 2006
Posty: 2570
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pią 20:43, 23 Lut 2007    Temat postu:

Why not... dajesz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Gil-Galad
Wędrowiec
Wędrowiec



Dołączył: 23 Lut 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:00, 23 Lut 2007    Temat postu:

Ok... check this out!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
ADM
Arcymag
Arcymag



Dołączył: 23 Sie 2006
Posty: 2570
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Pią 22:06, 23 Lut 2007    Temat postu:

Zaznacz gdzie się kończy to co było do tej pory
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum O wszystkim i o niczym, za to z dużą dawką luzu Strona Główna -> Nasza twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin