|
|
|
|
Lucyfer
Wojownik
Dołączył: 06 Gru 2006
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Wto 16:35, 27 Mar 2007 Temat postu: .:.:.:Maplowata historia:.:.:. |
|
|
Mijało już południe, a trójka nieugiętych bohaterów
nadal leżała schowana za pobliskimi krzakami nie zważając,
ani na upalne słońce, ani na czas od jakiego nie mieli
już w ustach niczego pożywnego...
- Ale jestem głodny! - wymamrotał pod nosem Daniel,
niski chłopak, ubrany w spiczasty kapelusz i poszarpaną,
niebieską szatę.
- Zamknij się! Już tu idzie! - odpowiedziałem mu, po czym
zwróciłem się do dziewczyny leżącej po drugiej stronie
- Ty bierzesz lewo, ja prawo! - dziewczyna przytaknęła
i błyskawicznie przeskoczyło za krzak obok.
- To nie fair! Pearl zawsze dostaje lepszą robotę! -
zaprotestował Daniel - Ja też chcę dostać ważne
zadanie! - chłopak był zdecydowanie niezadowolony.
- Dobrze, więc... Ty będziesz nas ubezpieczał.
- Super! Na pewno was nie zawiodę, ziomy!
- No, więc? - zapytała Pearl, wyraźnie już zniecierpliwiona.
Delikatnie wychyliłem się zza krzaka i ujrzałem małego kotka,
z biało-żółtą sierścią. Po upewnieniu się, czy obiekt jest
poszukiwanym obiektem zwróciłem się do reszty towarzystwa.
- Wyskakujemy na trzy, czte-ry. Ok?
- Ok! - oznajmili jednocześnie Pearl i Damian.
- No, więc... trzy... czte... ry!
Błyskawicznie wyskoczyliśmy zza krzaków. Ja i Pearl
od razu odcięliśmy obiektowi drogę ucieczki, a Damian
- niczym Rambo - zaczął wymachiwać różdżką na lewo i prawo.
- Jesteś nasz! - krzyknąłem do potulnego zwierzaczka.
- Racja! - zawtórowała mi Pearl.
Nagle, gdy już przymierzaliśmy się do zadania straszliwego
ciosu z dwóch stron plan wziął w łeb...
- Aaa! - krzyknął wyraźnie przestraszony Damian, ale nim
zdążyłem coś zrobić już leżał na ziemi, przygnieciony lewą
łapą wielkiego najeżonego elektrycznością kota, najprawdopodobniej
matki tego mniejszego.
- O kur... - zdania jednak nie dokończyłem, gdyż kot nagle i nie-
spodziewanie ruszył do ataku. Odruchowo skierowałem ku niemu ostrze
mej szabli, a Pearl rzuciła w jego stronę kilka zabójczych Shurikenów,
które jednak kot jednym ruchem łapy, odbił. Dziewczyna ledwo co uniknęła
własnej broni. Bestia jednak na tym nie poprzestała. Biegła dalej, ciągle
w moją stronę. Wiedziałem, że ucieczka nie wchodzi w grę. Jedynym, co
mogłem zrobić był atak.
- Giń bestio! - pochyliłem się i ruszyłem do natarcia. Nie mineła chwila,
a już zetkneliśmy się w zabójczym uścisku. Nie mineła też druga, a już
leżałem na ziemi próbując opanować drgawki wywołane prądem o wysokim
napięciu. Na polu walki została już tylko Pearl, lecz nawet ona nie
wytrzymała długo. Wszak taki kocur nogi ma o wiele dłuższe. Szkoda, że
nie wzięła tego pod uwagę, zbierając się do szaleńczej ucieczki...
Jeszcze tego samego dnia nasza wspaniała trójka wracała drogą powrotną
do Orbis. Wszyscy byliśmy w podłym humorze, a już najbardziej ja. Wie-
działem, że zawaliliśmy już czwartą misję pod rząd, a to że byłem kapitanem
grupy nie dodawało mi otuchy. Byłem pewien, że to ja poniosę konsekwencje tej
porażki. Nikt z nas nie miał jednak wtedy żadnego wyboru, więc powoli, acz
bez rozmów zaczęliśmy schodzić marmurową drogą w dół, ku centrum miasta...
|
|