|
|
|
|
ADM
Arcymag
Dołączył: 23 Sie 2006
Posty: 2570
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tarnów
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Pią 23:55, 10 Lis 2006 Temat postu: Irvin Pędziwiatr |
|
|
I
-Aaaaa!-wykrzyczał Irvin biegnąc z obnażonym ogromnym toporem runicznym na wielkiego czerwonego smoka, skoczył w jego stronę, zamachnął się, po czym odciął łeb bestii, która padła na ziemie, a rana po niej zaczęła obficie krwawić. Irvin pozwolił sobie na chwile odpoczynku, gdy nagle od tyłu zaatakował go ogromny troll, zamachnął się na niego swoja ogromną maczugą z żelazodrewna, Irvin odskoczył, zamachnął się swoim runicznym toporem i...
-Jakieś lipne to opowiadanie-powiedział podpity Thorn
-O ile się założysz?!-zakrzyknął do niego mocno podpity Irvin
-Pfff, skąd trolle mają dostęp do żelazodrzewa?-spytał się Modi popijając następny kufel miodu, po czym wyrzucił go za siebie-kufel spadł na szczyt góry kufli, po czym stoczył się po zboczu na dół
-Przehandlowały z elfami!-odpowiedział Irvin uderzając ręką w stół
-Odkąd to trolle handlują z elfami?-spytał się Thorn podnosząc brwi do góry.
-Miał to żelazodrewno i już!-zakrzyknął Irvin
-Dość, nikt nie będzie się tak odnosił do Thorna Młotowładczego-powiedział krasnolud, po czym gwałtownie wstał z krzesła i.... przewrócił się do tyłu pod wpływem dużej dawki alkoholu, i zaczął głośno chrapać.
Irvin uśmiechnął się złośliwie, oderwał się od razu od stołu, podbiegł do Thorna,i zaczął go przeszukiwać w poszukiwaniu skrętów.
-Gdzie on trzyma to cholerne zioło?-spytał się sam siebie zirytowany Irvin, gdy nagle poczuł dotyk miękkiej sakiewki.
Irvin natychmiast wyciągnął ją z kieszeni krasnoluda, i w jego nozdrza uderzył natychmiast aromatyczny zapach skuna... krasnolud rozmarzył się.
Wyciągnął z kieszeni bibułkę, wyciągnął z sakiewki garść zioła, wpakował jak najwięcej w bibułkę, zawinął, podpalił, przyłożył do ust i... skręt został mu wyrwany z ręki przez jednego z krasnoludów, który natychmiast się nim zaciągnął.
-Ej, ja tez chce-powiedział widząc obecną sytuacje rudobrody krasnolud obok, po czym rzucił się na trzymającego blanta krasnala, zaczęli się szarpać, w kilka chwil do walki dołączyło się pół karczmy, za to drugie pół dopingowało. Irvin przyglądał się temu przez dłuższa chwilę z coraz większym poirytowaniem, aż w końcu nie wytrzymał i... rzucił się w zbitą kupę krasnali walczących o fajkę.
W klika następnych chwil szyby karczmy zostały porozbijane przez wylatujące cielska krasnoludów, inni nie mieli tyle szczęścia, i ich lot został przerwany przez ścianę, szczęśliwy ten, który swoim ciałem rozwalił beczkę z piwem.
Irvin ze wzrokiem szaleńca rozglądnął się powoli po karczmie, upewniając się że pozostałe ziołolubne krasnoludy już nie będą miały ochoty mu odebrać blanta.
Nagle z jego oczu znikły kurwiki, skóra przybrała znowu normalny kolor, słowem:Irvin się zrelaksował.
Powoli zaczął zbliżać skręta do swoich ust, rozluźniając się z każdą sekundą, już przyłożył koniec skręta do ust... i nagle wiatr, który wpadł przez rozbitą szybę do karczmy zgasił skuna.
Krasnolud chcąc wyrazić swoją swoją spoliczkowaną przez los delikatną naturę wydusił z siebie rozpaczliwe:krzyyyyywaaaa! (w tłumaczeniu na staropolski:curva)
Świadkowie twierdzą że następne krzyki bojowe było słychać w całym ogromnym podziemnym mieście krasnoludów
II
-...i nie wracaj!-po czym rozległ się odgłos kopnięcia, a następnie uderzenia ciała o zamarzniętą ziemie.
Irvin szybko się zerwał z ziemi, i skrzyżował ręce w stronę zamykających się powoli bram miasta w tak zwanym przez niektórych ludzi geście Kozakiewicza (hehe, ale głupie nazwy mają ci ludzie, nie?),wymamrotał jakieś krasnoludzkie przekleństwa, po czym podszedł do worka który również wyrzucili strażnicy, w którym były jego rzeczy, podniósł go, zarzucił sobie na plecy, po czym rozglądnął się po rozpościerających się przed nim zaśnieżonych stokach.
-Suuuupeeer-chrząknął pseud-entuzjastycznie Irvin.
Zdjął ze swoich pleców torbę, otworzył ją, i zaczął wyrzucać różne zawarte tam skarby.
-Mam cię!-wrzasnął wynurzając się z torby z mapą w ręku.
Rozłożył ją przed sobą, i zamyślił się.
Najpierw obrócił mapę 90 stopni w prawo, potem 180 w lewo, odwrócił na drugą stronę, namyślił się chwile, po czym stwierdził:
-Kurde, nigdy nie rozumiałem tych map na trzeźwo-po czym zanurzył się podobnie w swojej torbie.
Po chwili wyciągnął małą (2.00l) flaszeczkę z mętną cieczą w środku.
Odkorkował flaszkę, pociągnął kilka soczystych łyków, i popatrzył się ponownie na mapę.
-Nooo, teraz to wszystko jasne... tutaj mamy obóz zimowy dla ludzi, tutaj coś jeszcze, a tutaj-przerwał na chwile, podczas której jego oczy się radośnie rozszerzyły się do rozmiarów złotej monety-farma piękności dla elfek-powiedział rozradowany.
Zaczął powoli studiować drogę do owej farmy, co jakiś czas popijając mętnym napojem, i dzięki temu widząc nie tylko sam ośrodek, ale także inne ciekawe rzeczy.
Gdy po zauważeniu po zauważeniu że na farmie jest sauna, browar, i jakieś magiczne, płaskie pudełko pokazujące ruszające się obrazy z ludźmi kopiącymi do siebie piłkę w kolorowych strojach.
Krasnolud chciał wziąść kolejnego łyka...
-Krzywa! (tłumaczenie w poprzednim rozdziale)-krasnolud wylał przez przypadek alkohol na mapę, przez co tusz na niej się szybko rozmazał.
Krasnolud w złości rzucił w piz... hen daleko butelkę, która gdzieś się rozbiła, po czym zaczął dumać co teraz zrobić.
Zaczął szukać w torbie kompasu.
Gdy go dobył stanął w pozycji wyprostowanej, rzucił wzrokiem na kompas, po czym odwrócił się na pięcie w stronę która pokazywała strzałka, i poszedł zdecydowanym krokiem, co chwilę zerkając na kompas, i skręcając w stronę którą pokazywał kompas.
-Jest, cywilizajca!-wykrzyknął Irvin natrafiając na ślady stóp.
szybko spojrzał dokąd prowadzą owe ślady.
Powoli zaczął zataczać wzrokiem łuk podążając wzrokowo za śladem, gdy nagle zauważył... że ślady prowadził do niego, samego.
Krasnolud popatrzył się podejrzliwie na kompas, odwrócił się w stronę którą wskazywał, znowu się popatrzył, i kompas znowu pokazywał jego tył, a dokładniej jego topór z magicznej stali...
Krasnolud z niecenzuralnymi słowami na ustach rzucił gdzieś kompas.
Nagle zauważył na ziemi rozbitą butelkę, którą wcześniej wyrzucił.
Przy butelce kulił się malutki, różowiutki króliczek, który podniósł wzrok od ziemi, zauważył Irvina, i z radością na pyszczku pobiegł w jego stronę.
-Jeszcze tego brakowało-wymamrotał cicho krasnolud...
III
,,Mija już drógi tydzień odkond opuściłem swoje miasto. Głud, mróz oraz brak alkocholu doskwiera mi coraz bardźej, coraz mocniej wdziera się w moją delikatnom psyhi..."
-Krzywa!-wykrzyczał Irvin pod wpływem dźwięku łamania się rysika-to już siedemnasty od ostatnich trzech dni!-wykrzyczał, po czym rzucił ołówek za siebie.
Do zdenerwowanego krasnoluda podkicał malutki różowiutki króliczek chcąc go chyba pocieszyć.
-Jeszcze ten irytujący sierściuch!-krzyknął Irvin.
Wstał, posprzątał miejsce po ognisku z jakiśch drzew, wyczyścił topór z krwi leśniczego, i rozglądnął się po okolicy.
-Ehhh...-wystękał Irvin z entuzjazmem ślimaka z ciężkimi zakupami-kolejne kilometry wędrówki.
Wziął swój ekwipunek, i zaczął iść w stronę z której wczoraj zachodziło słońce.
Szedł tak wspominając swoje życie w mieście, skręty, alkohol, krasnoludzice... eh, to było życie godne Irvina.
Gdy tak Irvin wspominał to wszystko, jego wzrok natychmiastowo przyciągnął pewien widok...
BLANT!
Irvin przetarł oczy... i jeszcze raz... i jeszcze raz... aż w końcu doszło do niego to co widział.
Aromatyczne zioła trącały swoim cudownym aromatem spod suchej bibuły, i gładko wpadały głęboko w nozdrza krasnoluda. (co z taką ilością włosów w środku było prawdziwym wyczynem!)
Irvin natychmiast pobiegł do zielonego skręta... wyciągnął ręce... już go miał w zasięgu ręki... już zaciskał na nim palce... już... wystrzelił w górę z liną wiążącą jego kostki.
Z pobliskich krzaków natychmiast wypadły na ziemie śmiejące się jak z idioty Mroczne elfy
-Czarne elfy?
Elfy natychmiast przestały się śmiać, ich twarze przyjęły kamienny wyraz, jeden z nich podszedł do Irvina, zdjął rękawiczkę z ręki, i uderzył nią w policzek Irvina.
-Jak śmiesz?-powiedział z francuskim akcentem-Co z naszymi prawami?
Irvin z pytającym wyrazem twarzy uniósł (a raczej spuścił ku ziemi) brew.
-Też jesteśmy istotami humanoidalnymi, i nie należy nas dyskryminować ze względu na kolor skóry-elf odgarnął grzywkę białych włosów z czoła-Nie jesteśmy Czarnymi elfami, nazywamy się Afro-elfy.
Afro czy czarne, i tak was zaraz wybije-powiedział wściekły Irvin sięgając za plecy po swoją ogromna kusze, po czym wycelował ją w czoło stojącego przed nim Afro-elfa.
-Bu!-Rozległo się zza pleców Irvina.
-Aaaa!-przestraszył się stojącego za plecami elfa upuszczając kusze na ośnieżoną ziemie
Elfy ponownie zaczęły się tarzać ze śmiechu na ziemi.
Irvin-jak to zwykle w takich sytuacjach-zaczął podirytowany gotować się z nerwów.
Do wiszącego krasnoluda podkicał powoli ów malutki króliczek, z łezką w oku-był jedynym który się przejmował losem Irvina.
Króliczek natychmiastowo odwrócił się do elfów.
W następne kilka sekund króliczek urósł do dwóch i pół metra wysokości, różowy meszek zastąpiła krwistoczerwona skóra, malutkie uszka rogi, za to ząbki zastąpiły ogromne kły.
Afro-elfy przestały się śmiać, i z przerażonymi twarzami przyglądały się demonowi.
Demon wydał z siebie przeciągliwy ryk (aby to sobie uświadomić proponuje wsłuchanie się w odgłosy tyranozaura w Jurasic Park),po czym zamachnął się, i skosił na miejscu cztery elfy, pozostałe trzy rzuciły się do ucieczki, ale demon tylko zionął ogniem w ich stronę, i pozostał tylko dymiące się szczątki.
Demon odwrócił się w stronę Irvina który wyglądał jakby ktoś mu wsadził lewarek do japy.
Czart wyciągnął rękę, i jednym ze szponów przeciął linę, w związku z czym krasnolud spadł na zaśnieżoną ziemie.
Istota momentalnie wróciła do swojej poprzedniej postaci różowego zajączka.
-No i całe incognito szlag trafił-powiedział zdegustowany króliczek cieniutkim głosikiem
-Czym ty do cholery jesteś?-spytał się Irvin.
-Ja? Jestem sługą samego pana czeluści piekielnych, z samego dna piekła, przywiązanym do czarnego pana nieprzerwaną duchową więzią dzięki czemu pan wszelkiego zniszczenia udziela mi sporej części swojej mocy...-nastała chwila konsternacji-Ciapuś jestem.
-Czego odemnie chcesz?
-Otóż jesteś wybrańcem który ma uratować świat od zagłady.
-Normalka-dopowiedział Irvin.
-Ku światu zmierza zagłada, płonący pan wysłał mnie żebym pomógł ci w twojej misji wybrańca.
-Aha, mam tylko jedno pytanie-jaki interes ma pan piekieł w ocaleniu świata?
-To proste-jeśli wy zginiecie my nie będziemy mieli kogo gnębić.
-No, to by wszystko wyjaśniało-odpowiedział Irvin-Ale jak mam niby ten świat ocalić, przed czym?
-Oho, już słyszę jak nadciąga twoja odpowiedź-powiedział Ciapuś, po czym zapłonął, i zniknął.
-Że jak?-wydukał krasnolud.
Po chwili nadjechała czarna karoca prowadzona przez czarne konie, natychmiast wyskoczyło z niej kilku krasnoludów w jakiśch czarnych ubraniach (które za ponad 1500 lat nazwane zostaną garnitury) z czarnymi szkłami w czarnych oprawkach na oczach, i dziwnymi czarnymi, długimi kuszami za plecami, po czym szybko wyciągnęli czarne kajety z białymi (!) kartkami.
-Irvin Pędziwiatr?
-Tak, a co?
-Mamy nakaz zabrania szanownego pana do naszej siedziby.
-Ale...
-Niestety nasza siedziba jest miejscem ściśle tajnym, w związku z czym są pewne procedury związane z transportowaniem tam osób zewnętrznych-powiedział krasnolud, po czym wyciągnął zza pazuchy wielki, stalowy obuch,i walnął nim Irvina w głowę...
IV
Irvin obudził straszny ból glowy
-Choilerny kac-wymamrotał trzymając się za głowę,i leniwie otworzył jedno oko.
Zobaczył wokół metalowe ściany,mase świateł,i mase krasnoludów przyglądająych mu się
-Cholerne delirium-wymamrtoał z grymasem na twarzy Irvin
-To nie jest delirium towarzyszu Irvin-powiedział stojący obok krasnolud w czarnym ubraniu i czarnych okularach,po czym uderzył mocno w policzek Irvina.
-Aaaa!-wrzasnął Irvin-zwariowałeś idioto?-wywrzeszczał na krasnoluda
-Musieliśmy cię jakoś rozbudzić żeby informacje szybciej dochodziły do twego mózgu. Znajdujesz się w tej chwili w siedzibie KGB...
Irvin popatrzył się na mówiącego mało rozumnym spojrzeniem
-Krasnoludzice Górują Biustem?
Zaraz pożałował tego pytania uderzony mocno w policzek
-Znajdujesz się w tajnej bazie krasnoludzkich sił specjalnych. Służymy znanemu ci światu chroniąc go od wszelkich niebezpieczeństw takich jak tytani,rozgniewani bogowie,czy niedostatek alkoholu. Niestety ostatnimi czasu na horyzoncie pojawił się nowy wróg z którym nie możemy sobie poradzić:organizacja która mówi o sobie ,,Organizacja zrzeszająca Afro-elfy w obronie o ich prawa". Legenda głosi że tylko jeden krasnolud będzie w stanie pokonać tą organizacje,a rozpoznać go będzie można po niezwykłym znamieniu-powiedział poważnie krasnal z kamiennym,niezmieniającym się wyrazem twarzy,po czym pstryknął palcami,i stojący za nim agent podszedł do Irvina,i kopnął z całej siły tam gdzie najbardziej boli.
W oku naszego zgiętego w pół mężnego herosa zakręciła się łza.
Następnie stojący za Irvinem krasnal chwycił go za spodnie,i mocno pociągnął je w dół.
Oczom wszystkich zgromadzonych ukazał się wytatułowany na lewym pośladku Irvina napis ,,Piwo to moje paliwo"
-To koledzy mi wypalili podczas jednej z libacji-powiedział Irvin czerwnieniąc się i zaciągając spodnie.
-Jesteś naszym wybrańcem-teraz w takim razie musisz jeszcze wyrazić zgode na wcielenie cię do KGB-powiedział agent,po czym wyciągnął z kieszeni małą szkatułke,i otworzył ją powoli
W środku znajdowały się 2 tabletki
-Jeśli wybierzesz tą tabletke-powiedział wskazując niebieską tabletke-my wymażemy ci pobyt w tutaj z pamięci-wskazał na znajdujący się u pasa wielki żelazny korbacz-i będziesz mógł spokojnie odejść. Jeśli jednak wybierzesz czerwoną tabletke zostaniesz wcielony do KGB,i będziesz razem z nami walczył przeciwko Afro-elfom o uratowanie świata.
Irvin zastanowił się chwile
-Chyba cię powaliło! Nie będę walczył z żadnymi pedalskimi afroelfami,wybieram niebieską tabletke
-Tak myslelismy,dlatego też podsmieniliśmy tabletki-witamy w KGB-powiedział z uśmiechem agent-podajcie mi właściwe tabletki,a nie to woskowe gówno
Za agentem rozległy się szelesty
-Skończył się
-Co prosze?
-Tabletki się skończyły-agent znowu usłyszał zza pleców-pozostały nam tylko czopki
-No cóż...-westchnął agent spuszczając głowe,i... biorąc potężny zamach,i kopiąc znowu z całej siły Irvina w to samo miejsce co wcześniej,następnie zaszedł naszego skulonego bohatera od tyłu,ściągnął mu spodnie,załdował blisko 5 centymetrowego czopka w kusze,i wycelował:
-Może zaboleć
***
Irvin ponownie się obudził,ponownie z potężnym bólem,jednak teraz już nie w głowie.
Spojrzał,i zobaczył znajomego agenta,z którym znajdował się sam na sam w podobnym do poprzedniego żelaznym pokoju
-Witamy w KGB,będę twoim przełożonym,za pomocą tego o to sprzętu-pokazał Irvinowi jakiś mały czarny kamyczek-będziemy mogli się z toba porozumiewać podczas misji,wystarczy że to włożysz do ucha. Ja nazywam się Rysio,i będę ci podawał najnowsze dane na temat misji. Chcesz usiąć?-spytał się wskazując na małe krzesełko z błachym uśmiechem na ustach
-Bardzo śmieszne-wymamrotał Irvin z grymasem na twarzy
-Nasz wywiad narazie mało wie o planach Afro'elfów,jedynym żródłem informacji są przetrzymywani tu więźniowie polityczni-Rysio wskazał na małe okienko po lewej ścianie,za którym Irvin zauważył dwóch krasnoludów przykładających butelki z wódką afroelfowi do ust,a gdy ten chce pociągnąć chociaż mały łyczek,natychmiast zabierających i pijących pół flaszki na raz oraz śmiejąc się szastańsko-Wiemy póki co że nasi przeciwnicy chcą zniszczyć świat poprzez wystrzelenie ze swojej tajnej bazy wielkego bełtu zawierającego potężny ładunek nuklearny.
Wyraz twarzy Irvina nie wyrażał nic co można by powiązać z szeroko pojmowana inteligencją.
-Nie ma czasu do stracenia,nie wiadomo kiedy dojdzie do wystrzelenia bełtu,musisz się śpieszyć-Rysio poklepał Irvina po ramieniu,i wyciągnął zza pasa swój wielki korbacz
-O nie,nie tym razem-powiedział Irvin odchodząc do tyłu
-Coś z toba nie tak? Chciałem tylko go przeczyścić,bo zauważyłem małą smuge-powiedział Rysio wycierając ogromna kolczastą kule,po czym skierował się w strone wyjścia.
Irvin pozostał sam.
PO chwili obok niego niespodziewanie zapłonęły karmazynowe płomienie,i po chwili obok niego pojawił się Ciapuś
-Nie mówiłem ci że przekonasz się wkrótce jakie masz zadanie?-spytał cieniutkim głosem różowy króliczek
-Zamilcz!-odpowiedział gwałtownie Irvin patrząc spod brwi na malutkiego zajączka
-Oh,nienarzekaj,pamiętaj że uratowałem ci tyłek
Irvin popatrzył się na niego spodełba wzrokiem szalonego psychopaty
-Taki żarcik-dodał niewinnie Ciapuś
-Co dalej ma być?-spytał się krasnolud
-Oj zobaaaczysz,zobaaaczysz-odpowiedział królik tajemniczo,po czym zapłonął i znowu znikł
Irvin jeszcze długo siedział sam w ciszy w pokoju zastanawiając się skąd mógły wziąść choć troche alkoholu
-Przygotuj się do opuszczenia kompleksu-rozległo się nagle po pokoju.
Irvin zaczął zdezorietnowany rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu źródła dźwięku,jednak spadająca na jego łeb wielka żelazna kula przerwała mu to zadanie wprawiając go w stan nieprzytomności.
Troche wyżej przyglądający się temu zza weneckiego lustra Rysio sięgnął do kieszeni,wyciągnął monete,i rzucił stojącemu obok agentowi,dodając przy tym:
-A ja ci nie wierzyłem że znajdziesz takiego frajera jak ten...
V
-Na cały bimber tego świata,co za koszmarny sen-powiedział sam do siebie leniwie Irvin otwierając powoli oczy.
Złapał się za głowę... i zawył z bólu.
Na czubku głowy sterczał mu ogromny czerwony guz jakby spadła mu na łeb ogromna żelzna kula.
-To nie był sen młody padawanie... to się działo naprawde-nagle odezwało się w jego uchu.
-O nie,czyżby.... Rysio?
-Tak Irvinie,w rzeczy samej,to ja,Rysio.
-Więc jednak to nie był sen... osz kurna-krasnolud złapał się za głowę-więc to wszystko prawda?
-Owszem.
-Jak ja się tu znalazłem?-zapytał się Irvin rozglądając się wokoło widząc zwykłą wiejską droge,przepaść po lewej stronie,las po prawej i jakąś chatke,chyba karczme 100 metrów od niego
-A to już nasza tajemnica-odezwał się tajemniczo Rysio
-No dobrze... więc co mam zrobić?
-Rozglądnij się po okolicy,chodzą słuchy że gdzieś tu może znajdować się miasto rządzone przez Afroelfy o znaczeniu strategicznym. Możesz zacząć od wypytania się ludzi z karczmy.
-Spokojna głowa,poradze sobie-powiedział Irvin,na czym rozmowa się ucięła
,,Po pierwsze odwiedze karczme,bo troche sucho w ustach" pomyślał sobie krasnolud z uśmiechem na twarzy.
Wstał,i zaczął iśc w strone drewnianej cgaty w międzyczasie grzebiąc sobie w kieszeniach... i zauważając że nie ma żadnych pieniędzy
-Co do....
-Składka członkowska-powiedział cwanym głosem Rysio
-A niech was...-niedokończył Irvin obawiając się konsekwencji od przełożonego
Krasnolud smutno poczłapał obok karczmy czując doskonale ukochany zapach alkoholu i ocierając łze spływającą po twarzy.
Za karczmą znajdował się zakręt,nie mając innego wyjścia (po prawej przepaść,po lewej las) skręcił... i jego oczom ukazała się w dolinie jakaś dość sporych rozmiarów tętniąca życiem zabudowa...
Oraz masa ogromnych kolorowych neonów.
,,Tu napewno nie ma siedziby afroelfów,możesz być tego pewien,więc nawet nie sprawdzaj,bo nie masz po co" przeliterował powoli krasnolud.
-Trudno... może chociaż zdobędę troche pieniędzy,napije się i wyśpie-powiedział sobie podtrzymującą na duchu myśl krasnolud.
Powoli zszedł ścieżką na dół doliny,i podszedł do strażnika.
-Przykro mi,do miasta wpuszczane są tylko i wyłącznie afroelfy-powiedział okuty w zbroje płytową strażnik zasłaniając Irvinowi wejście trzymaną w ręku halabardą.
-Taaaak? Zobaczymy-powiedział Irvin podwijając rękawy
Za 10 minut wylądował pod przeciwległą bramą miasta cały obolały
-A żeby wam piwo stężało w chłodni-złowróżył strażnikom Irvin otrzepując się z kurzu.
-Rysiu,czy jest w tycm niegościnnym miejscu chociaż jedna osoba która mogła by mi pomóc dostać się do tego cholernego miasta?
-Hmmm.... jest taka osoba... jeśli pójdziesz wzdłuż ścieżki,i koło wielkiej skały skręcisz w lewo powinieneś zobaczyć w niemałej odległości wieże.
-Niemała odległość... suuupeeer-odpowiedział pseudo entuzjastycznie Irvin
-Wieża ta należy do ludzkiego maga współpracującego z naszymi służbami,nazywa się Xarbas... nekrofil Xarbas
-No to na co czekać? Wybieram się w podróż...
***
-Ratuuunkuuu!!!-biegł ile sił w nogach Irvin uciekając przed dwoma wygłodniałymi wargami
-Niech mi ktoś pomoże!-wrzeszczał na cały głos co chwila odwracając się za siebie i widząc wielkie ostre żółte kły ociekające gęstą,lepką śliną rozwścieczonych bestii.
-Prosze,niech ktoś....
JEBUT!
Irvin uderzył o kamienną ściane.
Goniące go wargi zamiast dopaść swoją zdobycz,i rozszarpać ją na strzępy zaczęły się zataczać ze śmiechu.
Irvin nieruszał się masując w przekleństwach swoją obolałą czerwoną głowe,podczas gdy wargi dalej się śmiały.
Minęło 10 minut.
Irvin dalej trzymał się za swoją głowe,a wargi dalej się śmiał,śmiały się,śmiały... aż nagle z tego śmiechu pękły im aorty...
Wargi zaśmiały się na śmierć.
Irvin po następnych 10 minutach był już w stanie zebrać się na nogi.
Oglądnął ściane w którą walnął z takim impetem.
Była to ogromna wieża z czarnej cegły,zbudowana tu chyba niedawno,ze szczytu wokół całego obwodu wieży wyrastały kolce
-Powiało grozą
Irvin chcąc otworzyć potężne dębowe drzwi pociągnął za klamke,lecz drzwi nie chciały się otworzyć.
Irvin popatrzył się podejrzliwie na klamke,i mocniej ją szarpnął,a drzwi mimo tego dalej stały zamknięte.
Niewiele myśląc Irvin sięgnął po swój dwuręczny topór,wyciągnął go,szatańsko się uśmiechnął,i z całej siły uderzył nim w drzwi które rozsypały się w drzazgi.
Ukontentowany wojownik schował swój topór,i wszedł do wieży.
Doszedł do krętych schodów,więc myśląc że na górze znajdzie maga zaczął się wspinać nimi na góre.
Na końcu znalazł drzwi podobne do tych wejściowych,jednak był uchylone,a z wewnątrz dochodziły dziwne odgłosy,Irvin pomyslał że sa to prastare rytuały magiczne.
Zaciekawiony krasnolud pchnął przed siebie drzwi.
Jego oczom ukazał się sporych rozmiarów pokój z wielkoma regałami na których stały najrozmaitsze księgi i eliksiry,obok stół alchemiczny,na ziemi namalowany był wielki czerwony pentagram,a obok znajdował się czarodziej.... w dośc niezręcznej sytuacji razem z kościotrupem leżącym na stole przed nim.
-Nikt nie nauczył cię pukać?!
-Przepraszam,ja może wyjde,i wróce za chwilke.
Irvin wyszedł za drzwi z rumieńcem na policzkach.
Po dość długiej chwili zza drzwi rozległo się ,,wejść"
Irvin ponownie wszedł do komnaty.
-Czego chcesz?-odezwał się mag niskim głosem.
Był on bardzo wysoki,i bardzo gruby... Irvin wśród krasnoludów nie widział takich okrągłych postaci jak ten człowiek.
Jego różowe nadymane policzki świetnie współgrały z małymi świńskimi oczkami,oraz łysiną,jednak troche kontrastowały z czarną tuniką z dziwnym dużym kołnierzem.
-Czy to ty jesteś nekrofil Xarbas?
-W rzeczy samej,czego chcesz?
-Przysyła mnie KGB żebyś pomógł mi w mojej misji.
-O,a więc przysyła cię KGB... zamyślił się Xarbas-moge ci pomóc,ale najpierw musisz przejść mój test...
-No dobrze... co mam zrobić?
-Powiedz mi mój przyjacielu... czy pokonałeś może przed moją wieżą 3 golemy:kamiennego,lodowego i kamiennego?
-Eee...-zamyslił się krasnolud-nie?
-Hmmm.... słusznie,nie dysponuje takowymi. Zdałeś mój test,moge ci w związku z tym pomóc. Czego chcesz wędrowcze?
-Nooo.... otóż chciałbym się dostać do pobliskiego miasta
-Las Afroelfas?
Irvin zamyslił się na chwile,po czym przypomniał sobie że jeden z neonów mógł ukazywać taki oto napis. Cóż za zabawny zbieg okoliczności że akurat to miasto nie ma żadnego związku z afroelfami... dziwny jest ten świat pomyślał sobie Irvin
-Tak
-I jak mam ci pomóc?
-Otóż... chciałbym przez jakiś czas móc wyglądać jak afroelf
Małe świńskie oczka nekrofila momentalnie poszerzyły się do gigantycznych rozmiarów.
-O nie... moja magia nie jest wystarczająco silna żeby ci pomóc... Znam tylko jedną osobe która może ci pomóc... Jest to potężny mag u którego uczyłem się sztuk magicznych będą jeszcze małym chłopcem-on sam nazywa się Michaelus Jacksonus. Powiedz mu że ja cię przysyłam.
-Zapamiętam
-Aha i jeszcze jedno-jakbyś zginął,niech twój duch przyjdzie do mnie,i mnie o tym powiadomi,ja już będę wiedział co zrobić z ciałem tak wielkiego wojownika jak ty.
-Tak zrobie. Żeganaj.
Po chwili Irvin sturlał się na dół po schodach (hehe),,i zaczął się zastanawiać jak on znajdzie właściwie kryjówke maga mającego mu pomóc.
Wyszedł przed wieże,przeciągnął się leniwie i... zauważył w sąsiedztwie wieże innego maga z tabliczką ,,Michaelus Jacksonus-Nauczyciel młodych adeptów magii"
Krasnolud podszedł do drzwi,i z zadwoloniem zauważył że są otwarte.
Pchnął je,i od razu zakaszlał od wyziewającego z wnętrza dziwnego zapachu.
W środku było bardzo ciemno i tajemniczo.
Choć sam nie wiedział czy tego chciał,Irvin jakby pchnięty dziwną siłą wszedł do środka.
Zaczął iśc długim ciemnym korytarzem,aż doszedł do pewnego pomieszczenia.
Nie potrafił nazwać przedmiotó znajdujących się naokoło,gdyż widział je pierwszy raz.
Oglądał je z wielkim zaciekawieniem,gdy nagle usłyszał za sobą dziwny głos:
-No prosze,czyżby kolejny zdolny młody chłopiec przybył pobierać odemnie nauki?
-Oczom Irvina ukazała się dośc wycoka,bardzo chuda,i bardzo blada postać z czarnymi włosami sięgającymi ramion,oraz dziwnym białym ubraniu
-Nie-odparł krasnolud-Nazywam się Irvin Pędziwiatr,i mam do wykonania ważną misje,przysłał mnie do ciebie twój uczeń Xarbas.
-Aaa,Xarbas... jak mu się wiedzie? Gdy był moim uczniem był jeszcze chłopcem
-A całkiem nieźle
-Heh... zawsze był pojętnym uczniem,choć obrał w końcu swoje ścieżki... czego odemnie chcesz wędrowcze?
-Otóż chce się dostać do...-próbował sobie przypomnieć nazwe nasz bohater-Las Afroelfas
-Aaa... i jak mam ci w tym pomóc?-zapytał się mag
-Otóż do miasta przyjmowane są tylko mroczne elfy,na którego ja nie wyglądam.
-A,więc o to chodzi... Uwierz mi,mam doświadczenie w takich sprawach już,to nie wymaga wielkiej sztuki. Teraz zrobimy tak:ty się odemnie odwróc,a ja rzuce na ciebie urok dzięki któremu będziesz wyglądał jak prawdziwy mroczny elf.
-Niech będzie mistrzu odpowiedział krasnolud odwracając się od maga.
Po chwili tego żałował,ponieważ ten go kopnął z całej siły w zad w związku z czym wojownik wyleciał przez najbliższe okno za wieże,i wylądował w wielkiej kałuży smoły.
Irvin natycmiast się zebrał na równe nogi,i obejrzał się.
Rzeczywiście-był cały czarny-wyglądał jak mroczny elf-zauważył z nieskrywaną radością na ustach.
-Dziękuje ci mistrzu-zakrzyknął do okna,po czym udał się w strone Las Afroelfas wyciągając kusze,i rozglądając się za wargami...
C.D.N.
Ostatnio zmieniony przez ADM dnia Śro 21:28, 04 Kwi 2007, w całości zmieniany 19 razy
|
|