|
|
|
|
Lucyfer
Wojownik
Dołączył: 06 Gru 2006
Posty: 300
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Śro 10:04, 14 Mar 2007 Temat postu: Dirtywill Story |
|
|
Robię wielki come back xD
Zacząłem pisać krótki horrorek, którego fabułę
zaczerpnąłem z młodości. Cała historia nawiązuje
do kilku filmów (horrorów), które obejrzałem kilka(naście
prawie) lat temu. No, więc teraz już sam tekst?
Okolice Dirtywill, małego miasteczka w zachodnich Stanach
od zawsze świeciły pustką. Otaczała je nieprzenikniona pustynia,
a dostęp do wody praktycznie nie istniał. Kilkudziesięciu
mieszkańców upchanych w paru domkach, jeden brudny salon,
zapomniany sklep i średniowieczny kościół było wszystkim,
co miasto mogło zaoferować. Jednym słowem nie było to
miejsce, gdzie chętnie wybrałbyś się na wakacje. Mimo
tego wszystkiego ktoś jednak przybył do miasteczka.
Stało się to pewnego feralnego dnia w samym środku
lata, gdy na zazwyczaj nieuczęszczanej drodze prowadzącej
ku Dirtywill pojawił się wojskowy Hummer w pustynnych
barwach. Jechał on ku miasteczku z nadzwyczajną prędkością.
Kierowca widać bardzo się śpieszył. Gdy samochód przeciął
już "granicę" Dirtywill nagle zwolnił, po czym skierował się
w drogę ku pobliskiej gospodzie. Po zatrzymaniu się drzwi
otworzyły się, a z pojazdu wyszedł wysoki mężczyzna, ubrany
w długi brązowy płaszcz i skórzane buty. Włosy miał koloru
ciemnego blondynu, a na jego twarzy widoczna była blizna
biegnąca pionowo, a której środek wyznaczało lewe oko.
Źrenica owego oka była bardzo podejrzana, blada, niczym u
trupa. Ostatnim, co mogło się rzucać w oczy był natomiast
skórzany pas z pozłacaną klamrą. Podsumowując był to mężczyzna
w średnim wieku, który przeżył już niejedno. Mimo wszystkiego
jednak żaden mieszkaniec miasteczka nie wiedział wtedy kim on
był, i po co przybył do Dirtywill. Nie wiedział tego również
właściciel gospody, gdy owy mężczyzna wszedł do salonu, który
razem z nią tworzył jeden, powoli się sypiący budynek.
- Potrzebuję pokoju na jedną noc - rzekł tajemniczy przybysz,
gdy podszedł już do lady
- Tak, tak... - wybąkał zdumiony - Pana nazwisko? - zapytał
po chwili namysłu
- Nazywam się Jack Hellsing - odparł mu...
Przybycie do miasta "tajemniczego przybysza", jak go nazwali
mieszkańcy Dirtywill wywołało niemałą burzę mózgów, wśród
tamtejszych. Wszak była to małe miasteczko, gdzie wieści
szybko się rozchodziły. Wystarczyła jedna noc, by całe miasto
zaczeło się zastanawiać nad tym, kogo zesłał im los. Niektórzy
byli raczej niezbyt miło nastawieni do Jacka, więc w czasie
nocy wyjęto i wyczyszczono nie jednego już od dawna nie używanego
Winchestera. Na szczęście ci bardziej rosądni skutecznie
powstrzymywali tych, którym już puszczały nerwy. Jednak mimo
tego wszystkiego, gdy Jack rano opuszczał gospodę widział
wokół siebie wiele raczej niezbyt przyjaźnie nastawionych par
oczu. Starał się jednak nie zwracać na to uwagi. Dobrze
wiedział i rozumiał to, że tamtejsi ludzie mają prawo nie
ufać nieznajmym. Wszak było to miasteczko prawie odetnięte
od świata zewnętrznego. Jego mieszkańcy nie mieli okazji
spotykać "takich", jak on. Szybko, więc ruszył w drogę
do swojego Hummera zaparkowanego po drugiej stronie budynku.
Wsiadł do niego, odpalił silnik, wrzucił bieg i wcisnął gaz.
Następnie opuścił samą wioskę i wyruszył ku jej obrzeżom,
w stronę starego kościoła leżącego nieopodal. Hellsing
dobrze znał to miejsce. Wiele mu o nim opowiadano.
Wiedział dobrze, że ten budynek skrywa w sobie o wiele
więcej tajemnic, niż samo Dirtywill. W sumie to właśnie
on (choć nie całkiem) był celem jego wizyty w miasteczku,
więc gdy już dotarł na miejsce od razu zabrał się do roboty.
Powyższy kościół był zapadającą się ruiną położoną na szczycie
niezaznaczonego na mapie wzgórza. Na jego szczycie widniał wielki
żelazny krzyż jeszcze sprzed kilkuset lat. Wcale, ale to wcale
nie zdziwiło to wówczas Hellsinga. Jak już wspomniałem dobrze
znał on historię tego miejsca. Wiedział również, że w gruncie
rzeczy tylko kilku(dziesięciu licząc mieszkańców) ludzi wie o
istnieniu tego miejsca. Zresztą w sumie w żadnym stopniu
go to nie obchodziło. Wiedział tylko to, co w danej chwili
yło potrzebne. Ale tylko do czasu... Wracając do historii...
Jack wysiadł z samochodu i ruszył ku ruinom. Było południe,
ale mimo tego, tutejsza atmosfera zmroziła krew w żyłach.
Stało się to o tyle gorsze, gdy przybysz przekroczył wielki
portal wprowadzający do nawy głównej budynku. Przed oczami
Jacka w oka mgnieniu pojawił się zupełnie inny obraz.
Niezmierzone piaski pustyni zostały wyparte, przez marmurową
posadzkę, drewniane, wypełnione kornikami ławy i pozłacany
ołtarz, który mimo tego, że cały był pokryty kurzem i pajęczynami
wciąż lśnił w świetle nielicznych promieni słońca przebijających
się, przez okienne witraże znajdujące się wysoko na ścianach.
"A, więc to jest Kościół Św. Samaela" - pomyślał Jack, po czym
skierował się dalej, ku ołtarzowi. Gdy już chciał przekroczyć
pierwszy próg ołtarza, nagle zabrzmiał za nim dziwny głos.
- Czy to ty Jack? - spytał głos dobiegający ze strony
wejścia, lecz gdy zapytany się obrócił właściciela głosu
już tam nie było.
- Tom? - zapytał Hellsing - Czy to ty? - powtórzył
Niestety nikt mu nie odpowiedział i po chwili namysłu
Jack ruszył dalej. Nastrój miał dziwnie niespokojny,
co doskonale obrazowało to, co miało go spotkać za chwilę.
Gdy przeszedł, przez ołtarz, a następnie, przez boczne
wyjście wszedł do tajemniczego pomieszczenia. Było tam tak
ciemno, że nie widział nic oprócz nieprzeniknionego mroku.
Ruszył, więc do przodu starając się nie potknąć. Gdy wreszcie
dotarł do drzwi nacisnął pozłacaną klamkę i... zorientował
się, że drzwi są zamknięte! Drzwi próbował jeszcze otworzyć
kilkakrotnie nim zdecydował się na wyważenie ich. Zrobił
to, gdy nie miał już wyboru. Cofnął się dwa kroki do tyłu,
przechylił się, ruszył do przodu i wymierzył potężne kopnięcie.
Niestety drzwi wytrzymały i musiał operację powtórzyć.
Nagle coś w drzwiach popuściło i z okropnym skrzypieniem drzwi
przejście się otworzyło. Jack wyszedł na zewnątrz i zobaczył...
Z początku myślał, że miał zawał, lecz to było coś innego.
Nikt wszak nie jest przyzwyczajony do widoku ogromnego cmentarza
sięgającego niemal do horyzontu, tuż za wzgórzem za którym się
nocowało. Było to dla Jacka o tyle dziwne, że dotychczas cały
czas zaprzeczał w sobie tym pogłoskom. Tysiące grobów, olbrzymie
połacie terenu przeznaczonego na pochówek zmarłych, nie zaznaczone
na żadnej mapie. Było to naprawdę przenikające uczucie, pod którego
wpływem nasz bohater zdecydował się na powrót do miasteczka...
I, jak? Podoba się? Pisać dalej? (i tak będe, hehe) xD
Ostatnio zmieniony przez Lucyfer dnia Śro 18:24, 14 Mar 2007, w całości zmieniany 5 razy
|
|