|
|
|
|
Lord Skwarek(TUJ)
Bard
Dołączył: 04 Gru 2006
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Republika Bananowa
|
|
|
|
|
|
Wysłany: Nie 17:31, 10 Gru 2006 Temat postu: Dar Śniciela |
|
|
Moje opowiadanie,dość trudne w odbiorzę,napisałem już 4 rozdziały,ale są one krótkie.W ankiecie oceńcie pierwszy z nich.
Dar Śniciela
Rozdział I Napad
Bank Stanowy,Detroit,USA
Wchodząc do Banku,Jamesa nadal nękały wątpliwości co do słuszności
nadchodzącego czynu.Czy my dobrze robimy,jest zle ale czemu jesteśmy do tego zmuszeni ?Rozmyślania Jamesa przerwał brutalny okrzyk"Wszyscy na ziemię to jest napad,kto się ruszy,zginie"To Stanley trzymając w ręku pistolet wypowiedział tę formułkę jakże często słyszalną w wielu filmach.Lecz teraz brzmiała ona zupełnie
inaczej.James zdążył tylko zobaczyć jak Patric brutalnie zdziela kolbą strażnika."James ocknij się i bierz się kurwa do roboty!"James na polecenie Stana ocknął się.Spojrzał na ludzi obecnych w banku.Przyszli oni załatwić sprawy,by nagle stać się zakładnikami.James widział w ich oczach strach i niepokój.Podszedł do kasjera,a ten bez słowa podał mu klucz do skarbca,poszedł więc tam i zaczął pakować pieniądze.W czasie wkładania plików banknotów rozmyślał nad tym co będzie potem.Wróciwszy do głownej sali zobaczył leżacego na ziemi dyrektora banku w kałuży krwi.
-Co??...dlaczego....on nie żyje!,ty go zabiłeś!
-Stawiał się-rzekł beznamiętnie Stanley
-Gdzie Patric ?-spytał James
-Poszedł do gabinetu tego chojraka(tu wskazał martwego) żeby zobaczyć ile psów nas otoczyło.
-To jest tu policja?!
-A kogo się spodziewałeś?Strażaków z sikawkami?!!-krzyknął Stan
Kto z nich mógł nas sypnąć?-pomyślał James
Jego wzrok zatrzymał się na młodej pięknej kobiecie,skulonej przy biurku."Nie to nie ona...jesty zbyt niewinna'
Obrócił głowę ku korytarzowi,którym szedł zadowolony Patric.
-Jest ich sporo to fakt,ale chcą negocjować,teraz poczekajmy na telefon.Ah,mówiłem żę bedzię dob...ale Patric nie dokończył,jego klatkę przeszyły dwa pociski.Przez chwilę Jamesowi wydawało się żę wszystko dzieje się w zwolnionym tempie.Kiedy spojrzał tam z kąd padły strzały,ujrzał tą piękną kobietę z pistoletem w ręku.
-To glina !-zdążył zawołać Stanley,za nim James wybiegł z banku.Spodziewał sie policji ale......
-
James otworzył oczy....był cały spocony.To był sen,tylko głupi sen powiedział do siebie.Hmm,o to już 2:00 w nocy.No tak,jutro ma być skok.Wstał i podszedł do lustra.Wyglądał okropnie,zupełnie inaczej niż przed utratą pracy,przeklęty Smith.W okresie swojej świetności miał duże powodzenie u kobiet.Ale po utracie pracy stoczył sie na dno,poznał Stana i Pata im też życie nie dogadzało.Postanowił do nich zadwonić.Gdy łaczenie trwało James przypomniał sobie słowa Stana"Razem sobie jakoś poradzimy"
-Słucham ?-odezwał sie głos należacy do Stana
-Miałem ,sen Stan,nie działo się w nim najlepiej.
-No,to opowiadaj
-Snił mi się nasz jutrzejszy skok...
-No i ??
-I..no..on się nie udał..my...to znaczy w tym śnie zgineliśmy.
-.........Przestań pierdolić głupoty,z powodu jakiegoś zasranego snu,nie będę odwoływał skoku.Widzę żę speniałeś...a więc żegnaj....
-Ale.Stan!
Rozłaczył się,James kładąc się spać pomyślał tylko że chyba naprwadę bo i się tego skoku,wieć nie wezmie w nim udziału.
-
W rzeczywistości James nie przeczuwał że od lat drzemię w nim niesłychany dar,ktory teraz zaczyna się ujawniać.
I jak podobało sie,proszę o głos w ankiecie[/url]
|
|